O badaniu ran postrzałowych cz. 1

Przysłowie francuskie głosi, że dobry chirurg powinien mieć „sokole oko, kobiecą rękę i lwie serce“. Chirurg badający i opatrujący rany podczas bitwy powinien w całej pełni posiadać powyższe  zalety, z tym jeszcze dodatkiem, by owa kobieco-miękka i łagodna ręka nie była kobieco-ciekawą. Niczym bowiem ranionemu bardziej zaszkodzić nie możemy, jak zbytnią ciekawością, wciskającą nam do rąk zgłębnik (sondę) i skłaniającą nas do sondowania rany! Jest to najczęściej bezmyślny odruch, zwykle bezcelowy, zawsze szkodliwy! Przez dokładne oglądnięcie zranionej okolicy ciała, przez obmacanie jej, ale z daleka od rany, wreszcie przez zauważenie objawów klinicznych, wynikających z upośledzonej czynności uszkodzonego narządu, możemy bardzo dokładnie poinformować się o rodzaju uszkodzenia, a co ważniejsze, zastosować najodpowiedniejszy w pierwszej chwili sposób leczenia.

Jeżeli w pewnej okolicy ciała stwierdzimy dwie rany, pozostające do siebie w pewnym charakterystycznym stosunku, wtedy mamy prawo, nie myśląc o rzadkich zranieniach wielokrotnych, przyjąć, że jedna z nich jest wstrzałem, druga zaś wystrzałem. Przez samo oglądanie stwierdzamy tedy, że pocisk przeszył ranionego na wylot. I przeciwnie.